« Wróć

Iwona Woźniakowska - Refleksje o stresie, który puszcza


- Mam dość! - pomyślał i bezsilnie opadł na kanapę. - Jestem  w środku jakiejś kompletnej beznadziei. Niby awans w tej korpo, ale co to za awans, tylko więcej obowiązków doszło. I tak już spać nie mogłem po nocach z nadmiaru pracy, teraz jest tylko gorzej. I jeszcze ta cała Olka! Niby to ja chciałem ją rzucić, a to ona spakowała walizki i heja! Już jej nie było. Co się ze mną dzieje? To się chyba właśnie nazywa stres... tak, trąbią o tym wszyscy w TV. Ta młoda, elegancka spikerka nawet ostatnio o tym mówiła, z tym swoim głupawym, ironicznym uśmiechem: „Jeśli zauważysz u siebie: zwiększoną drażliwość i podniesiony głos, kompulsywne jedzenie lub picie, ucieczkowe zabijanie czasu przez gry na telefonie lub pogorszoną wydajność w pracy - to mogą to być objawy stresu”. Łatwo jej mówić, bo pewnie sama nigdy tego nie przeżywała.

 

Tak, wszystko to miałem w sobie. Wydostawało się z całego mojego ciała... Muszę coś z tym zrobić. Muszę poszukać pomocy. Spokojna, ciemnowłosa terapeutka poprosiła najpierw, abyśmy porozmawiali. Mówiła o przestrzeni, która rozpościera się pomiędzy stresującym wydarzeniem, a naszym zachowaniem. „Jeśli wiesz więcej o tym, co robisz, to możesz więcej robić tego, co chcesz” - zacytowała Moshe Feldenkraisa. Sprawdziłem potem w necie,  naukowiec i inżynier, kombinował coś z fizyką i sposobami poruszania się. Ciekawie nawet pisali. Opowiedziałem jej jak stres rozlał się w moim ciele i że coraz częściej dopada mnie ból pleców (kurczę, mam 37 lat! To się przecież nie dzieje jeszcze w tym wieku!). Czasem z bólu budziłem się w nocy, nie mogłem stać, leżeć, ani zwyczajnie usiedzieć na miejscu.

 

Terapeutka zaproponowała mi sesje pracy z ciałem i zawsze też rozmawialiśmy. Opowiadała jakieś historie, albo metafory. Trochę dziwne, no ale niech jej będzie. Milton Erickson - to jeszcze jedno nazwisko, które  padło. Lekarz, często się na niego powoływała. Obaj goście nawet się kiedyś spotkali. Ten pierwszy mieszkał wtedy w Europie, drugi to Amerykanin. Spotkali się gdzieś po drodze. Chyba się nie lubili za bardzo, ale pal to licho, niechby to tylko sens razem jakiś dla mnie miało. Przychodziłem do niej przez kilka tygodni. Zawsze przypominała, że ciało może być przyjacielem. Robiłem kilka kroków po gabinecie do przodu, albo do tyłu, niby nic, ale jakoś tak uważniej, jakby udać się w podróż z oddechem, aby o nim pamiętać. Potem siadałem, albo się kładłem, aby zrobić kilka, albo kilkanaście bardzo delikatnych, precyzyjnych ruchów, a to kolanem, a to barkiem. Ruch pojedynczy, albo połączony z drugim .. z wdechem, albo z wydechem. Zauważ, w którym momencie robisz oddech... - mówiła, choć nie oczekiwała głośnej odpowiedzi. Miałem odpowiadać swojemu systemowi nerwowemu, uczyć się go i lepiej rozumieć. Trochę dziwne, ale nie chciało mi się nad tym zastanawiać. Po każdym spotkaniu czułem, że puszcza jakaś obręcz. Tak zupełnie mimochodem. To jakby stać na mżawce. Niby nie pada, a po chwili jesteś kompletnie mokry.

 

Trochę nie wiem w zasadzie co się stało. Ból pojawiał się już coraz rzadziej. Lepiej zacząłem spać. Jakby rozszerzyła się przestrzeń pomiędzy tym, co mnie spotyka, a reakcją mojego ciała. Terapeutka mówiła, że poprzez taki delikatny ruch zaczynamy rozmawiać z własnymi synapsami, uświadamiamy sobie sposób, w jaki się poruszamy, który był często poza naszą świadomością. Dotarło do mnie, jak często zaciskałem mięśnie. Tak mocno się do tego przyzwyczaiłem, że przestałem to w ogóle czuć. Ten rodzaj pracy z ciałem objaśnia naszemu systemowi nerwowemu, jakim wzorcem ruchowym się posługujemy i uczy go rozluźniać oraz zmieniać go na bardziej korzystny. To wszystko razem rozpuszcza spiralę stresu.

 

Poczułem się bardziej uwolniony od zwyczajowego zaciskania i znalazłem w sobie więcej równowagi. Odkryłem, gdzie znajduje się moja przepona i poczułem się silniejszy. Nauczyłem się rozpoznawać, kiedy i gdzie zaczyna narastać napięcie w brzuchu i klatce piersiowej. Uczyłem się po prostu odpuszczać. Częściej odrywałem się od klawiatury komputera i wyraźniej czułem sygnały płynące z ciała, aby częściej wstać i się poruszać. Moje dni pracy stały się krótsze i spokojniejsze, a osiągnięcia niby te same, a jakby nawet większe. Mniej się złościłem. Uświadomiłem sobie, że częścią mojego kłopotu był lęk o to, co się stanie, gdy sprawy zwolnią. Uzależniłem się od presji i natłoku spraw. Poganiałem siebie, bojąc się myśli, które mogłyby się pojawić. A gdy wytworzyłem nowy nawyk wyczuwania siebie w ruchu i przyjmowania myśli takimi jakie są, to gonitwa w mojej głowie po prostu zniknęła. Niby nic...

 

 



* Fakty z życia pacjenta zostały zmienione. Ewentualne podobieństwa czysto przypadkowe. ;-)


METODA MOSHE FELDENKRAISA

Jest to jedna z terapeutycznych metod, łączącą elementy pracy z ciałem i autohipnozy. Założenia Metody Feldenkraisa są zbliżone do zasad, które głosił Miltona H. Erickson. Obaj koncentrowali się na zmianie, która może nastąpić w oparciu o osobiste doświadczenia i zasoby pacjenta. Feldenkrais podkreślał, że jego metoda pożytkuje ruch i kierowaną uwagę do wzmacniania naturalnych zdolności do uczenia się, zmieniania i wzrastania przez całe życie. Ból, stres, choroby i urazy, które dotykają człowieka, wbudowują się w podświadomość i rzutują na to jak się rusza, na ile jest wydolny, czy szybko się męczy, w którym miejscu ciała odczuwa ból lub blokadę. Człowiek, aby się poruszać wykorzystuje wciąż te same, rutynowe, automatyczne czynności. Wie dokąd idzie, co robi, ale przestaje wiedzieć jak. Przyzwyczajenia stają się tak silne, że często nie widać innych możliwości. Metoda Feldenkraisa może być pomocna w ich znalezieniu. Jest sposobem nauki na zorganizowanie siebie w bardziej efektywny sposób, który dostarczy więcej radości i swobody w poruszaniu się.

 

IWONA WOŹNIAKOWSKA

Psycholog, certyfikowana psychoterapeutka Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Prowadzi psychoterapię indywidualną oraz grupową w PIE. Specjalizuje się w terapii pacjentów z zaburzeniami psychosomatycznymi, nerwicowymi, lękowo-depresyjnymi i osobami cierpiącymi z powodu bólu. Szkoliła się w metodzie pracy z ciałem M.Feldenkraisa (Niemcy). Ukończyła studia podyplomowe: Psychologia Pozytywna w Praktyce (UW). W PIE prowadzi zajęcia ruchowe inspirowane pracą transową M.H.Ericksona i mikroruchami M.Feldenkraisa "Podróż z oddechem".