« Wróć

Katarzyna Szymańska - Zaufaj nieświadomości

    

Są takie doświadczenia w życiu, które zapadają w nas głęboko i które pamiętamy mimo upływu lat, z powodu emocjonalnego poruszenia jakie wywołały. Przeżyte uczucia zostawiają ślad, odciskają się jak pieczęć na duszy człowieka.  Takie było dla mnie spotkanie z  dziewięcioletnim chłopcem - Pawłem.

Wydarzenie to miało miejsce w końcu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku a pamiętam je jakby działo się wczoraj. Pracowałam wtedy jako psycholog w Ośrodku Adopcyjnym i nie wiedziałam nic o psychoterapii. Nie wiedziałam też wtedy, że gdzieś w Stanach istniał sławny terapeuta Milton H. Erickson, ani że stosował on przypowieści w swojej terapii.

 

Historia życia Pawła zawierała „zwyczajne” dla sierot społecznych fakty. Wychowywany przez ograniczoną umysłowo matkę (która urodziła jedenaścioro dzieci – wszystkie oddane do adopcji), został znaleziony wraz ze swą starszą o dwa lata siostrą przez opiekę społeczną, gdy miał sześć lat i umieszczony w Domu Dziecka. Zaczęła ich tam odwiedzać samotna, świeżo owdowiała, czterdziestoletnia kobieta. Kobieta zapraszała dzieci do siebie na niedziele i święta. Po półrocznym okresie sąd wyraził zgodę na utworzenie przez tę kobietę rodziny zastępczej dla Pawła i jego siostry, mimo istniejących od początku wątpliwości. Kandydatka na matkę zastępcza była bowiem chora na gościec stawowy, utrzymywała się z renty po mężu (jak się potem okazało, alkoholiku), mieszkała w małej wsi w domu teściów; była w ciągłym konflikcie z sąsiadami.

 

Dzieci przebywały w rodzinie zastępczej dwa lata. Rozpoczęły naukę – uczyły się dobrze i w szkole chwalono je za dobre zachowanie. Matka zastępcza wkrótce zgłosiła się do Ośrodka o pomoc w związku z trudnościami jakie miała w kontakcie z Pawłem. Skarżyła się na jego histeryczne ataki złości, nieposłuszeństwo, ucieczki z domu, bałaganiarstwo i niechęć do pracy. Wkrótce stało się jasne, że w rodzinie wyróżniana jest dziewczynka, spokojniejsza i spełniająca wszelkie oczekiwania matki. Żywy, inteligentny, z różnymi pomysłami chłopiec zaczął przeszkadzać chorej kobiecie. Mimo moich sugestii, matka zastępcza nie podjęła własnej terapii. Jej wizyty służyły udowodnieniu jak niedobry jest chłopiec. Wkrótce zdecydowała rozwiązać rodzinę zastępczą wobec Pawła a sąd przychylił się do jej wniosku. Moim zadaniem, jako psychologa w Ośrodku, było zabrać Pawła z domu matki zastępczej do innej rodziny. W Ośrodku zdecydowano, aby umieścić chłopca w  Domu Rodzinnym - w grupie kilku chłopców, u kobiety, która zgodziła się przyjąć jeszcze jednego wychowanka. 

 

Jechałam po chłopca pociągiem do miejsca gdzie mieszkał i bałam się. „Jak zareaguje dziecko? Jak przyjmie ponowne odrzucenie i separację?” – myślałam. Bałam się czy poradzę sobie z trudną sytuacją, czy poradzę sobie z własnymi emocjami. Nie miałam wtedy żadnego doświadczenia – nie wiedziałam co się robi w takich przypadkach. Zastanawiałam się też, co mogę zrobić, aby w maksymalny sposób wesprzeć emocjonalnie dziecko. Mogłam tylko liczyć na siebie (w tamtych czasach nie było jeszcze komórek umożliwiających szybką konsultację z ekspertem).

 

Na miejscu okazało się, że dzieci o niczym nie  wiedzą. Kiedy usiedliśmy za stołem zapytałam opiekunkę dzieci, czy chce aby Paweł został z nią. Kobieta oświadczyła, że chce aby Paweł odszedł z jej domu. Wyjaśniłam chłopcu, że Pani u której mieszkał nie może dłużej być jego opiekunką. Powiedziałam także, że to nie jest jego wina, że muszą się rozstać, tylko, że jest to wina ludzi dorosłych – pracowników ośrodka i sądu, którzy podjęli złą decyzję tworząc rodzinę zastępczą.  

 

Powiedziałam też chłopcu, że przyjechałam aby go zabrać do dobrego domu i jeśli mu się tam spodoba, to zostanie w tej nowej rodzinie. Siedzieliśmy w milczeniu. Paweł wydawał się spokojny. W pewnym momencie wstał i przyniósł kasetowy magnetofon. Były na nim nagrane piosenki i wierszyki, których uczyły się dzieci w szkole na Dzień Matki. Chłopiec odtworzył nagranie, a potem powiedział, że chce pokazać mi jak dobrze już umie czytać. Przyniósł baśnie Braci Grimm. Otworzył książkę na bajce pt. „Uparte dziecko” i zaczął głośno, wyraźnie czytać, nagrywając utwór na magnetofon. Bajka jest krótka. Streszczając opowiada co następuje:

 

Było raz sobie uparte dziecko, które nie słuchało mamusi. Pan Bóg je ukarał, dziecko zachorowało i umarło. Pochowano je na cmentarzu i wtedy z mogiły dziecka zaczęła wystawać jego rączka. Ludzie przychodzili i zagrzebywali rękę, ale ona ciągle od nowa wystawała. Aż przyszła matka dziecka, zbiła rękę rózgą i dziecko się uspokoiło.

 

Serce mi zamarło, gdy usłyszałam treść bajki. Nie wiedziałam co powiedzieć. Paweł zapytał czy może przeczytać bajkę drugi raz. Przytaknęłam. Chłopiec ponownie odczytał i nagrał bajkę na magnetofon. A potem jeszcze raz. I wtedy spłynęło na mnie objawienie. Gdzieś z głębi mnie przypłynęła właściwa reakcja. „Teraz ja opowiem ci moją bajkę Pawle i nagramy ją na magnetofon”- powiedziałam. I opowiedziałam Pawłowi bajkę:

 

Był sobie raz  mały chłopiec, który nie miał domu. Chłopiec był zupełnie sam, a smutek wypełniał go w pełni. Chłopiec wędrował  po świecie drogami życia i bardzo płakał. Łzy wylewały się z jego oczu strumieniami i zasłaniały wszystko na co patrzył. A chłopiec szedł i płakał. Aż przyszedł czas, że wszystkie łzy wylały się już do końca i chłopiec podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Była właśnie wiosna. Chłopiec zobaczył wtedy  piękne, barwne kwiaty, które rosły przy drodze. Kwiaty były różnych kształtów i kolorów. I chłopiec pomyślał, że te kwiaty są bardzo piękne, więc uśmiechnął się. A uśmiech dziecka poszybował w górę, wprost do stóp Niebiańskiego Tronu. W niebie na tronie siedział Pan Bóg, który właśnie zastanawiał się  - Czy ludzie na ziemi są szczęśliwi?   Pan Bóg, gdy dotarł do niego uśmiech dziecka,  zobaczył chłopca i wysłał do niego promień słońca. A promień słońca przebił się przez chmury i wpadł prosto do serca chłopca. I chłopiec usłyszał słowa: „Kocham cię”.

 
Paweł zdecydował, że magnetofon z nagranymi wierszykami i bajkami zostawi swojej siostrze. Nie chciał zabrać ze sobą żadnych osobistych rzeczy. Włożył na siebie kurtkę, wziął mnie za rękę i w ten sposób opuściliśmy dom. W nowej rodzinie zadomowił się szybko. Gdy po roku odwiedziłam go, nie pamiętał wiele z pobytu w poprzednim domu. Nie wspominał siostry, ani nie mógł sobie przypomnieć jak wyglądała nauka w pierwszej klasie. Wiem, że potem został adoptowany przez zagraniczną rodzinę. Chłopiec, w konfrontacji z brutalnym odrzuceniem jakie go spotkało, znalazł sposób by odciąć się od kobiety, z którą był związany. Grzebiąc siebie w trakcie raz za razem odczytywanej bajki, spychał w nieświadomość wszystko co mogłoby łączyć go ze światem przysparzającym cierpienia, odgradzał się od okrucieństwa, jednocześnie ukazując je w całej pełni.
 
Czy kiedykolwiek mogłabym sama intencjonalnie lepiej interweniować terapeutycznie niż zrobiło to dziecko, czerpiąc ze swoich nieświadomych zasobów zarówno pamięć odpowiedniej bajki, jak i możliwy w danej sytuacji sposób ekspresji tego co czuje i potrzebuje, odprawiając rytuał straty, odcięcia się od bolesnego związku. A skąd nagle we mnie pojawiła się magiczna zdolność kreowania i opowiadania bajki? Przecież wcześniej nigdy tego nie robiłam. Dopiero później metafora stała się moim ulubionym narzędziem pracy. Dopiero później nauczyłam się jak być terapeutą ericksonowskim.

  

KATARZYNA SZYMAŃSKA
Dr nauk hum., psycholog kliniczny, wieloletni nauczyciel akademicki na UŁ. Ukończyła dwuletnie międzynarodowe szkolenie w ZIST (Penzberg, Niemcy), organizowane przez M. H. Erickson Foundation, (Phoenix, USA) oraz całościowe szkolenie z zakresu terapii ericksonowskiej w P.I.E. pod kierunkiem Krzysztofa Klajsa z udziałem zagranicznych terapeutów, uczniów M. H. Ericksona. Certyfikowana psychoterapeutka (cert. nr. 291) i superwizor S. N. P. Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz superwizor Sekcji Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego (cert. nr 55). Certyfikowana psychoterapeutka EAP. Występowała na kongresach międzynarodowych w Heidelbergu, Bremie i Paryżu. Prowadzi terapię indywidualną, rodzinną i grupową. Matka dwojga dzieci i babcia dla Ewy, Krzysia, Wojtka, Tomka. Dyrektor do spraw szkoleń w P.I.E.